W swoim niezwykle ciekawym wykładzie, przeprowadzonym w poniedziałek w galerii „Format”, dr Romuald M. Łuczyński opowiadał o rezydencjach arystokratycznych na terenie Dolnego Śląska. Były one perełkami architektury, budowanymi często przez najznakomitszych architektów europejskich. Dziś naukowiec jest zbieraczem kości i kamieni, archiwistą dewastacji, której dokonali Polacy na swoim dziedzictwie narodowym.
Podróżując po bliźniaczych terenach Czech, zachwycamy się bogactwem dworków, pałaców i folwarków. To ich potencjał przekładający się na ekonomiczne profity. Zawsze, kiedy w Polsce mówi się o zabytkach, wymienia się działania wojenne jako przyczynę ich złego zachowania lub braku. Powszechna opinia przekonuje, że Czechy się poddały, a my walczyliśmy dzielnie we wrześniu 1939 roku, a w konsekwencji zły wróg zniszczył nasz kraj. Prawda jest o wiele bardziej brutalna. Na terenie Sudetów nie było działań wojennych. Na pałace nie spadła ani jedna bomba. To powojenne grabieże i dewastacje Polaków przyczyniły się do zniszczenia własnych dóbr kultury.
Na użytek swojej pracy Łuczyński wyszukał smakowite informacje, jak traktowano rezydencje w czasach PRL. Za czasów Polski Ludowej zamieniano je głównie na składy złomu i drewna, przeistaczano w owczarnie (Darków), a nawet w wysypiska śmieci (Ścinawka Górna). Najczęściej jednak były one zapleczami opałowo-budowlanymi.
Autor pracy na temat rezydencji dolnośląskich w czasach Polski Ludowej zna też przykład zachowania się jednego pałacu w formie szopy.
Po 1945 roku władze Polski Ludowej nie podjęły się odbudowy innych obiektów niż piastowskich, czyli czysto polskich. Rezydencje arystokratów na Dolnym Śląsku były symbolem ucisku klasowego, a dodatkowo reprezentowały niemiecką własność. Kiedy je niszczono, propagandowo pozbywano się pozostałości po hitlerowskiej burżuazji. O mały włos nie rozebrano by pałacu w Legnicy, bo jego przebudowę przeprowadził Niemiec Schinkel (Karl Friedrich Schinkel był jednym z wybitniejszych twórców okresu neoklasycyzmu w Prusach. Najbardziej znane budowle Schinkla znajdują się w Berlinie, są to m.in. budynek teatru przy Gendarmenmarkt czy gmach Altes Museum na Wyspie Muzeów. W Bolesławcu mamy jego autorstwa obelisk Michaiła Kutuzowa).
W latach 70. i 80. przeprowadzano nieuzasadnione rozbiórki rezydencji z uwagi na zagrożenie bezpieczeństwa publicznego. Takie sformalizowanie sprawy wiązało ręce i konserwatorom, i Ministrowi Kultury. W latach 70. wiele obiektów było własnością PGR-ów. Wtedy wszystko zależało od tego, czy dyrektor PGR był człowiekiem światłym, czy lokalnym watażką partyjnym. Budynki najczęściej pozbawiano detali architektonicznych i zamieniano na blok mieszkalny, niszcząc bezpowrotnie jego oryginalny wystrój.
Właścicielami pałaców bywała policja, wojsko, PKP, resort zdrowia, a nawet szkolnictwa, ale żaden z tych opiekunów nie gwarantował przetrwania zabytku w dobrym stanie.
Kiedy dr Łuczyński rozmawia z tubylcami na temat zniszczonego pałacu czy dworku, ludzie mówią najczęściej z wielkim zaangażowaniem:
– Panie, był tu piękny pałac, ale zniszczyli.
– Kto zniszczył? – pyta wtedy badacz.
– Komuniści, panie, komuniści – najczęściej odpowiada zagadnięty.
– Komuniści?! – złości się człowiek, któremu te ruiny wciąż leżą na sercu. – Gomułka tu przyjechał i rozebrał cegły, Gierek panu te sztukaterie potłukł? Pana ojciec i dziadek to zrobili – dodaje nierozważnie i dziękuje w duchu, że w młodości uprawiał sprint, bo prawda ta jest niezwykle niewygodna i piecze do żywego.
(informacja Grażyna Hanaf)